Poniżej znajdziecie wiersze z lat 2015-2017
Spis treści
byłam
murem
wysokim ceglanym
trwałam w uścisku
ciężkiego podłoża
i błahego nieba
a ty
byłeś bluszczem
cydrową zielenią
oplatałeś mnie
życiem
prawdziwym
a nie ściśniętym
przypartym do muru
łzawiącym trwaniem
delikatnie zapuszczałeś korzenie
rozwijałeś pędy
ja erodowałam
jednak pozostało
oczywiste
niedopowiedzenie
- skała nie może
stać się rośliną
a roślina skałą
takie są
bolesne prawidła
życia
kompulsywnie skomplikowane
jak
długie palce bluszczu
1.
mogę nie mieć szafy
ubrania
trzymać
w pudle
albo
na sobie
mogę nie mieć biurka
zrzucić rzeczy
na podłogę
niżej nie spadną
mogę nie mieć lampy
pracować tylko za dnia
najlepiej
latem
ale
nie mogę nie mieć
mózgu
nie mogę nie mieć
serca
- choć to takie
nieporęczne
2.
ściany szare
podłoga ciemna
nawet Malewicz
jest zbędny
postać na tle okna
bieleje coraz bardziej
tworzy śnieżną ramę
dla swojego wnętrza
zamyka się w niej
kurczy dusi
staje się tłem
białym tłem
wreszcie pasuje
do ścian podłogi
lecz nie do siebie
to było
mocne
obraz
bez upiększeń
trochę jak
rozcinanie kości
w krzyczącej
krwią rzeźni
otworzyłeś się
rozciąłeś na pół
bym mogła cię poznać
całego
bałeś się
że się ubrudzę
odwrócę wzrok
odejdę z obrzydzeniem
a ja
włożyłam rękę
w te twoje wnętrzności
były takie ciepłe
czego
miałam się bać
przecież nie
prawdy o tobie
rytmicznie schowanej
w klatce z żeber
prawdy prawdziwej
do szpiku kości
można
między nawiasem torów
iść bez końca
z daleka
obserwować
bryłę klifu
kartonowo puste
miasta
bezwymiarową
ścianę morza
by się ukształtować
wypaść z utartych kolein
trzeba mieć odwagę
bo można
dojść do celu
przezroczystym
i nie zostawić
nawet cienia
na przebytej drodze
na plaży
szerokiej białej
unosiły się jaskrawe
parasole
a na granicy
dwóch światów
morza i lądu
powstawał mój zamek
przy każdym
ruchu fal
od nowa
okienka wieżyczki mury
obiektywnie
zabawa w syzyfa
lepiej wbić w piasek
mandarynkowy parasol
po co ten idealizm zapytasz
by dotknąć poczuć przeżyć
znaleźć realizm
życia
Miałam burą sukienkę
w kolorze ostrego jak ołówek
grafitu
białe kwiaty
zastępowały koronki
i misterne ściegi
to nawet dziwne
że ktoś zechciał uchwycić
moje zakłopotanie
które zdradzały
czarne perły
na tle chropowatej szarości
jak widać
zwyczajność
może się podobać
dlatego częściej
będę zrywać
gwiaździste chryzantemy
Innym razem
włożyłam sukienkę
o barwie letniej morskiej fali
jako dodatek
- elegancki ziarnisty
kapelusik
może
to dzięki niemu
znikło zakłopotanie
a pojawił się
niezdefiniowany urok
pewności siebie
chyba chciałam się podobać
...
nie pytaj proszę, komu
nie pamiętam
stąd chusteczka
aby ukradkiem
obetrzeć łzy
były
jak kamienie
małe duże
okrągłe cierniste
czasem
rzucaliśmy je
tak od niechcenia
bardziej niedbale
niż morze
rodzące bursztyn
czasem
z precyzją układaliśmy
jeden na drugim
byliśmy tacy ostrożni
nie chcieliśmy
wieży babel
byliśmy tacy ostrożni
a przecież mogliśmy
się nimi ukamienować
od słów
których było więcej
niż ziaren na plaży
rozpoczęło się coś
trwalszego piękniejszego
niż diament
znajduje się w drzwiach
pomalowanych białą farbą
która trochę schodzi
ciemnobrązowa nieduża
pod nią otwór
bez klucza
okaleczona
od ciągłego dotyku
przesmyk
spinający dwa światy
zbyt często rozrywane
trzaśnięciem drzwi
patrzysz na port
- film z życia miasta
prawie niemy
przerywany tylko pluskiem
zagubionych wioseł
widzisz słońce
o przekrwionych
dopiero co otwartych oczach
zapatrzonych w dalekie kikuty
miejskiej egzystencji
kilka czarnych postaci
zagubionych w falach
spogląda na powieki nieba
rozlane po horyzont
to trudny krajobraz
trudne piękno
lekkie ciężarem
niepowtarzalne codziennością
dlatego
życzę Ci impresji
impresji trwania
nie tylko o wschodzie
słońca